niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział V


Ból, cierpienie. Strach ja otaczał. Przenikał przez wszystko w jej otoczeniu. Sprawiał, że nie myślała logicznie, jasno. Bała się bardziej niż wydawało się to możliwe. Ludzie wokół niej się nie bali. Im było już wszystko jedno. I tak wiedzieli, ze umrą. Stracili nadzieję. Było już jedynie cierpienie i oczekiwanie. Ci ludzie nie bali się śmierci. Zapraszali ją do sobie. Błagali, by przyszła.
Astila też tam była. Widziała siebie z perspektywy trzeciej osoby. Małą, bezbronną dziewczynkę, patrzącą na umierających. Nie mogła nic zrobić. Ani ona, ani jej młodsza wersja. Obie były jedynie obserwatorami. 
Do dziewczynki podszedł chłopiec. Blady, w porwanych ubraniach. Był starszy niż ona. 
- Pobawimy się? - zapytał.
Obejmował małą, prowizoryczną piłkę.
- Jesteś chory - odpowiedziała niechętnie.
- Wszyscy jesteśmy chorzy. I wszyscy umrzemy. Tata tak powiedział. A potem umarł. - logika małych ma już taką naturę, że jest powalająca. 
Złapał małą Astilę za rękę i pomógł wstać.
Już po chwili grupka dzieci biegała po prowizorycznym boisku, śmiejąc się i krzycząc. 
Nie przeszkadzały im martwe ciała, leżące na ziemi. To była dla nich codzienność. Przyzwyczaili się do śmierci.
Nagle wszystko umilkło. Dzieci nadal grały. Tylko nie były to już dzieci. Skóra zwisała z ich kości, oczy zniknęły, ukazując puste oczodoły. Włosy wypadły. Robaki pełzły po ich zwłokach szukając resztek pożywienia. Śmierć, stojąca obok nich obejmowała ich długimi, kościstymi ramionami. I tylko Astila wyślizgnęła się z jej objęć i uciekła. Wymknęła się Śmierci.


Zerwała się z posłania z krzykiem. Przed oczami nadal widziała rozmazane sylwetki umierających ludzi. Oddychała ciężko.
Spojrzała na cyfrową godzinę wyświetlającą się na ścianie. Dochodziła czwarta rano, czasu standardowego. Chciała jeszcze się położyć, żeby być wypoczęta, kiedy wylądują na Kessel, ale nie mogła nawet zamknąć oczu. Od razu przypominał jej się koszmar.
W snach najzabawniejsze było to, że nie były tak naprawdę straszne, ale podświadomość nakazywała się bać bardziej, niż na najstraszniejszym horrorze.
Podniosła się z łóżka i skierowała się do odświeżacza. Koszmary miewała co noc. Za każdym razem podobne i tak samo nielogicznie przerażające. Czuła, że wszystkie są związane z jej przeszłością i żeby się ich pozbyć, powinna odzyskać wspomnienia.

Godzinę później Astila na miejscu drugiego pilota. Leciały przez nadprzestrzeń, więc zbyt wiele do roboty nie było przy sterze.
- Poszło nam zbyt łatwo z tą Świątynią - powiedziała nagle Derana. - Ktoś tam powinien być, pilnować czy jakiś zabłąkany Jedi - idiota nie wróci.
- Może Imperator myśli, że zlikwidował już wszystkich Jedi.
- Nie sądzę... to spotkanie na Kessel. To zasadzka. Lord Vader na pewno leci na to spotkanie. Nie możemy podejść za blisko. Musimy obserwować.
- Czekaj, kim jest Vader? - zapytała.
To imię było jej całkowicie obce. Wszystkie inne jeszcze jakoś kojarzyła, ale o tym nie wiedziała nic.
- Vader to... najważniejszy podwładny Imperatora. Może ktoś więcej. Pojawił się znikąd. Zakuty w czarną zbroję pół człowiek - pół maszyna. Nikt nie wie, kim on naprawdę jest. Walczy mieczem świetlnym, posługuje się Mocą. To podobno on dowodził klonami podczas wykonywania Rozkazu 66 w Świątyni. Ale nic więcej ci nie powiem. Strasznie tajemnicza postać.
- Czyli to nasz wróg.
- Według Imperium jesteś martwa. Nie będą cię szukać i w sumie nic do nas nie mają, więc staraj się nie okazywać zbyt negatywnych uczuć do Imperium.
- Jak chcesz.
Nagle statkiem delikatnie zatrzęsło. Kontrolka w panelu sterowniczym zaczęła migać na czerwono.
- Wychodzimy z nadprzestrzeni - zakomunikowała Derana.
Po chwili niebiesko-czarne smugi światła zmieniły się w czarną otchłań kosmosu i błyskające gwiazdy. Wszystko było w porządku. Jeśli nie liczyć ogromnego, imperialnego krążownika klasy Venator tuż przed nimi.
- Już się z nami łączą, szybcy są.
Odebrała przychodzące połączenie.
- Z tej strony porucznik Imperialnej Marynarki. Naruszyliście strefę działań Imperium Galaktycznego. Proszę się wylegitymować i przygotować na wkroczenie na statek grupy klonów. Proszę się nie obawiać, to tylko rutynowa kontrola, typowa dla takich operacji.
- Nie ma sprawy poruczniku, z tej strony Derana Schai. Przybyłam na Kessel w celach turystycznych. Jest ze mną jedynie służka Vishaa.
Porucznik się rozłączył.
- Szybko, musimy cię przebrać - zarządziła.
Chwyciła Astilę za rękę i pociągnęła do swojej sypialni.
- Czemu? O co chodzi?
- Teoretycznie jesteś martwa, ale klony znane są z tego, że obowiązki wykonują bardzo sumiennie. Jeśli służyłaś, z którymś z nich w bitwie, na pewno zostaniesz rozpoznana. Stroje służek z Zeltros mają to do siebie, że zakrywają twarz.

- To jest... okropne - stwierdziła Astila po błyskawicznej zmianie czarnego kombinezonu na strój służki.
Mimo, że nie pamiętała, jak to było być Jedi, była pewna, że takie ubranie Jedi nie przystoi.
- To jest strój do burdelu, czy...
- Cicho. Takie zwyczaje. Twi'lekanki są jeszcze bardziej rozebrane. Ciesz się, że ci twarz i włosy zakrywa - przerwała jej Derana.
- Zeltronowie maja ludzkich służących?
- Nie, nie mają. Ale miejmy nadzieję, że klony o tym nie wiedzą. Daj mi swój miecz świetlny.
- Dlaczego?
- Bo mnie nie przeszukają. Szybciej.
Nie widząc sensu dalszego sprzeciwu, Astila posłusznie oddała Deranie miecz. Ta schowała go pod tuniką, jakby było to najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem.
- Skąd wiesz, że u ciebie jest bezpieczny?
- Po prostu wiem. Teraz bądź cicho. Służki się nie odzywają.
Niecałą minutę później jacht Derany "Droga Schai" wylądował w hangarze gwiezdnego niszczyciela. Właz się otworzył, a do środka weszli trzej zakuci w białe zbroje żołnierze. Dwaj ruszyli przeszukać okręt, a trzeci podszedł do kobiet.
- Witam. Proszę się nie obawiać. Jak panie wiedzą, Kessel to bardzo popularna planeta dla przemytników, więc mamy rozkazy sprawdzania wszystkich, szczególnie teraz, gdy na Kessel trwają zamieszki. Proszę okazać dowody tożsamości.
Derana uśmiechnęła się do niego i podała mu kartę identyfikacyjną.
- Lord Ambar Schai to pani ojciec? W takim razie bardzo przepraszamy za najście. Gdyby statek posiadał odpowiednie dyplomatyczne oznaczenia, odpowiednie dla pozycji pani rodziny, nie musiałaby pani przez to przechodzić.
- Nie ma sprawy. Nie stoję ponad prawem.
Po chwili żołnierze przeszukujący statek wrócili.
- Czysto, panie sierżancie.
- W takim razie wszystko jest w porządku. Proszę na siebie uważać, Lady Schai. Wojna domowa to na Kessel kwestia kilku dni.
- Dziękuje sierżancie. Postaram sie omijać wszelkie konflikty.

Kiedy kobiety wyleciały z hangaru niszczyciela, Astila od razu zaatakowała Deranę pytaniami.
- Twój ojciec jest senatorem w imperialnym Senacie?
- Tak się złożyło.
- Skoro jesteś za Imperium, to nie rozumiem, czemu mi pomagasz. Mogłabyś mnie wydać, wrócić do rodziny na Zeltros i przy okazji zdobyć sporą sumę kredytów.
Derana westchnęła i spojrzała na Astilę, jak na małe dziecku, któremu trzeba wszystko tłumaczyć.
- Astila... gdybym chciała cię wydać Vaderowi, już dawno bym to zrobiła. Ale mówiłam ci już na samym początku - nie wierzę w zdradę Jedi. Pomagając tobie, mogę odkryć prawdę. Nic z nią nie zrobię, ale przynajmniej będę wiedziała z jakiego powodu jednego dnia zamordowano tysiące Jedi.
- Przepraszam. Ty mi pomagasz, a ja ci zarzucam zdradę - stropiła się.
Po palnięciu takiej głupoty, Astila miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Chyba masz prawo. No wiesz, zostałaś postrzelona za coś, czego prawdopodobnie nie zrobiłaś, twoje życie się zawaliło, a wspomnienia zniknęły. Nie gniewam się. Jesteśmy w końcu partnerkami, co nie?
- Pewnie! - uśmiechnęła się.


~*~

Trudne sprawy xDD Derana tak bardzo xDDD To serio wygląda jakby była jakąś zrytą altruistką. Cóż, tak czasem jest :P
Dedyk dla Olgi :P


niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział IV


Świątynia, teraz jej ruiny, były monumentalne, przytłaczające, a pod osłoną nocy - przerażające. W powietrzu unosił się swąd spalonych ciał, śmierci i zgnilizny. Piękne kolumny, które niegdyś dodawały miejscu powagi i piękna, teraz rzucały mroczne cienie na gruzy, po których szły Astila i Derana. Przyjście tutaj nie było dobrym pomysłem. Astili wydawało się, że słyszy krzyki, przerażone głosy dzieci, które zapędzone w róg mają tylko jedno wyjście - zginąć z ręki bezlitosnych żołnierzy - klonów, wykonujących najbardziej niesprawiedliwy i okrutny rozkaz w całym swoim istnieniu. Śmierć przytłaczała Astilę, wbijała ją w popękaną posadzkę. Kobieta całą sobą czuła cierpienie zadane w tym budynku.
- Przypomniałaś sobie cokolwiek? - szepnęła Derana.
- Nie, to był głupi pomysł. Tu jest strasznie.
- Trochę tak... nie wiedziałam, że to była taka masakra.
- Przebywanie tutaj boli. Słyszę ich głosy. Płacz mordowanych dzieci, widzę żałosne próby obrony padawanów i rycerzy. 
- Czyli jednak coś pamiętasz.
- Nie było mnie tutaj wtedy. Tego jestem pewna. W życiu bym nie uciekła. 
Skręciły na most. Ozdobne balustrady,, jak wszystko wokół, były zburzone przez wybuchy granatów, przypalone strzałami z blastera. 
- Ta droga - zaczęła nagle Astila - wiem, gdzie prowadzi. Tam są schody, na górze obradowała Najwyższa Rada Jedi. Chodź!
Astila pobiegła w stronę wejścia na schody. Były one w całkiem dobrym stanie, jakby nie wchodziły tam klony. Kobieta szybko pokonała długi, przestronny korytarz i wpadła do sali obrad. Prawie zwymiotowała widząc ciała. Ciała dzieci. Młodzików. Ze śmiertelnymi ranami zadanymi nie blasterem, a mieczem świetlnym. 
- O Matko... - do okrągłej sali wbiegła Derana. - Jak...
- To dzieci - wykrztusiła. - Miały najwyżej sześć lat.
- To nie klony. - Derana uklęknęła przy najbliższym ciele i obejrzała rany. - Te bajki o złych Jedi, które opowiadała mi mama, kiedy byłam mała, miały w sobie najwyraźniej ziarno prawdy. 
Coś w umyśle Astili zaskoczyło. Jedi, Sithowie, Ciemna i Jasna Moc. Odwieczna walka.
- Sithowie. Pojawili się podczas tej wojny. Dooku. Jego mistrz, którego nikt nie zna. Oraz zabójca walczący czerwonym ostrzem. Jakieś przebłyski wspomnień...
- Wiedziałam! - ucieszyła się Derana. - Chwila, to ty tak dyszysz?
Ucichły na chwilę, nasłuchując. Astila zaczęła słyszeć odległe łkanie dochodzące z sąsiedniej sali. 
Przeszły tam, jak najszybciej, przeciskając się przez do połowy zawalone przejście. Pod ścianą leżała mała, najwyżej czteroletnia dziewczynka. Jej nogi były całkowicie zawalone częścią ściany, która odłamała się w wyniku wybuchu. Dziecko było prawie martwe. To cud, że udało jej się przeżyć te kilka dni od momentu wykonania Rozkazu 66.
Derana natychmiast do niej podeszła i wyjęła z torby butelkę z wodą. Dziewczynka otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Udało jej się tylko wydać z siebie niezrozumiały charkot. Zakrztusiła się krwią. Woda nie była już potrzebna. Dziecko wyzionęło ducha na oczach kobiet. 
- Biedna... to niesamowite i straszne, że zdołała przeżyć tak długo. Musiała bardzo cierpieć.
Nagle coś zapiszczało. Astila wyjęła z kieszeni w tunice dziecka mały datapad. Ekran jarzył się błękitem.
- Wiadomość do Roy Kai, wychowanki Jedi Shadday Potkin. Przekazana tajnym kanałem Świątyni - oznajmił mechaniczny głos, po chwili zastąpiony innym. Przyjemniejszym, bardziej ludzkim. - Tutaj Shadday. Roy, jeśli żyjesz, przyleć tam, gdzie się urodziłaś. Będę tam na ciebie czekać. - wiadomość się urwała. 
- To musi być pułapka - stwierdziła Derana.
- Ale to nasz jedyny trop.
- Przecież nie mamy pojęcia, skąd ta mała pochodzi.
- Nie wiemy, ale możemy sprawdzić. Chodź za mną.
Astila zamknęła oczy dziewczynki i wstała.
- Mam nadzieję, że moja pamięć mnie nie myli - dodała tylko.
Wybiegła z pomieszczenia. Pokonała kilka pięter. Derana biegła tuż za nią, starając się stawiać kroki jak najciszej. Świątynia była raczej opustoszała, jak na grobowiec przystało, ale lepiej było mieć się na baczności.
W końcu zatrzymały się w wysokiej, ogromnej bibliotece. Półki były opustoszałe, w środku nie było żadnego ciała, a zniszczenia były znikome.
- To archiwum Jedi. Teraz go nie przypomina, ale jeszcze niedawno była tu wiedza z całej galaktyki. Przynajmniej tak mi się wydaje. A tam - wskazała na panel na środku pomieszczenia - jest coś o wiele ważniejszego.
Podeszły do urządzenia. Działało. Astila zamknęła oczy i instynktownie zaczęła dotykać kolejnych ikon. 
- Właśnie wpisałaś poprawne hasło - poinformowała ją Derana.
Astila nie była zdziwiona. Była przekonana, ze da radę to zrobić, skoro była kiedyś Jedi.
Otworzyła oczy. Dane nie zostały usunięte. Było tam wszystko. 
- Czekaj, skoro mamy dostęp do danych, musimy wyszukac ciebie - powiedziała Derana i szybko wprowadziła w wyszukiwarkę nazwisko Astili.
Ekran na chwilę zgasł, po czym znów rozbłysnął niebieskim światłem. Na ekranie pojawiło się zdjęcie małej Astili i niewielka tabela.
- Astila Vano, dwadzieścia lat. Urodzona na Telos IV. Zabrana do świątyni przez Polaa Suna! Znowu on. Dlatego własnie jego imię znasz - przeczytała Derana.
- Skazana na śmierć za zdradę Republiki. Wyrok wykonano na Coruscant tego samego dnia. Martwa - dokończyla Astila.
- Ciekawych rzeczy się o tobie dowiaduję - zażartowała, jakoś tak bez przkonania.
- To wiele wyjaśnia - zignorowała uwagę Zeltronki. - I przynajmniej daje mi jakieś podstawy przeszłości. 
Astila wpisała w wyszukiwarkę "Shadday Potkin". Wyświetliły się trzy wyniki. Zainteresowana, jej mistrz oraz uczennica. Astila kliknęła w tą trzecią.
- Roy Shaa'Kai. Kessel.
- Lecimy tam.
Astila nie rwała się do tego, ale chciała za wszelką cenę odnaleźć to, co straciła. Jedi na Kessel mogli jej w tym pomóc.
Ostatnie nazwisko "Polaa Sun". Jeden wynik wyszukiwania "Astila Vano". 
- Jeśli czegoś nie ma w archiwum, po prostu nie istnieje - Astila powtórzyła zasłyszane kiedyś słowa.
Usunęła historię wyszukiwanych plików. Tak na wszelki wypadek.

- Kessel tak?
Znów odwiedziły Duka w jego mieszkaniu. Siedzieli na kanapie w salonie i omawiali plan. Derana mu ufała, więc Astila również postanowiła, że nie będzie przed nim ukrywała tego, co powinien wiedzieć.
- To się świetnie składa. Przejrzałem moją długą listę znajomości, powiązałem postacie i znalazłem znajomego znajomego waszego znajomego który wie gdzie jest znajomy znajomego.
Astila przez dłuższą chwilę nie mogła się połapać w relacjach między znajomymi.
- Chcesz powiedzieć, że znasz kogoś kto wie, gdzie jest znajomy Polaa Suna?
- Dokładnie. A ten zniajomy waszej zguby na pewnio będzie wiedział wszystkio. Dlatiego radzę wam poszukać. Osoba, którą znalaźłem to mężczizna. Zabrak. Naziwa się Raen Dur i tak się składa, że mieszka na Kessel. Załatwicie dwie sprawy za jednim zamachem. To chiba sprawia, że jesteśmy kwita. 
- Będziemy kwita, jeśli nikomu się nie wygadasz, Duke.
- Zniasz mnie, nigdy nie zdradzam tajemnic moich klientów. 
- Jak zdradzisz to...
- Wim. Zabijesz mnie, spalisz moje ciało, a prochy rozsipiesz na Manaan.
- Skąd wiedziałeś, że właśnie tam?
- Znam cię dwadziścia lat - wyjaśnił, uśmiechając się do Derany przebiegle.
- Ej, to ile wy macie lat? - wykrzyknęła Astila.
- Znamy się od przedszkola. Niestety. Zawsze trafiam na nieogary psychiczne...

~*~

Nie ma to jak zapomnieć o dodaniu rozdziału xDD Miał być tydzień temu, jest dzisiaj. Nie bijcie, jestem niewinna!

niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział III



Astila usiadła na miejscu pasażera w śmigaczu Derany i oparła się wygodnie. Rana na plecach przestała jej już uniemożliwiać życie. Minął już tydzień, odkąd Derana znalazła Astilę na śmietniku, ciężko ranną i ledwo żywą. Rana po postrzale nadal bolała, ale już o wiele mniej. Z początku, Astila miała problemy nawet z oddychaniem i poruszaniem się o własnych siłach, ale dzięki pomocy Zeltronki i droida medycznego, dziewczynie szybko wróciła pełna sprawność.
- Gdzie mieszka ten twój znajomy? - zapytała, chociaż nie spodziewała się odpowiedzi.
Informatorów zawsze trzymało się w sekrecie. Było to prawo, które znała, ale nie wiedziała właściwie skąd. Mimo wszystko, nawet ten przebłysk pamięci bardzo ją cieszył. 
- Niedaleko. Nazywa się Duke. Wisi mi przysługę, a jako, że zawsze utrzymywał bliskie kontakty z Jedi, jestem pewna, że może coś wiedzieć.
- Znał Polaa Suna? - zaciekawiła się.
Derana na chwilę umilkła, jakby myślała nad odpowiedzią. Albo myślała, czy tej odpowiedzi w ogóle może udzielić. Astila wpatrywała się w nią wyczekująco, ale jej nie ponaglała. O dziwo, Astila w ciągu tych kilku dni odkryła u siebie niesamowite pokłady cierpliwości. Przydawało się to, kiedy Derana znikała na długie godziny, a Astila za jedyne towarzystwa miała irytującego droida medycznego, który za wszelką cenę chciał ją powstrzymać przed wszystkim, co robi normalny człowiek, włączając w to samodzielne jedzenie czy czytanie. Na szczęście szybko przypomniała sobie, jak się w ogóle czyta. A dzięki temu nalazła w holonecie sposób na wyłączenie robota.
- Polaa Sun był specyficznym Jedi. Rada za nim nie przepadała, ale pewne grupy społeczne bardzo go szanowały. On i jego padawan nie mieszali się w wojnę. Zajmowali się społeczeństwem. Cywilami najniższego stanu, którzy często umierali gdzieś na ulicy, zapomniani przez wszystko i wszystkich. Poznałam jego padawana. Był wyjątkowy. - uśmiechnęła się smutno. - Ale nie wiem, czy on jeszcze żyje. Niestety, ale mój informator jest twoją jedyną nadzieją, jak na razie. 

Po kilku minutach wylądowały na publicznym parkingu, niedaleko handlowej części Imperial City.
- To gdzieś tutaj?
- Tak, musimy tylko zjechać jedno piętro.
Szybko doszły do właściwego poziomu. Derana zapukała głośno i kliknęła panel otwierający drzwi. Rozsunęły się z cichym sykiem.
- Nie boi się, że go okradną?
- Najwyraźniej nie ma niczego do stracenia - odpowiedziała Zeltronka.
Derana wkroczyła do mieszkania, zupełnie jakby była u siebie
- Czego?! - dobiegł je głos z wnętrza domu.
Astila spojrzała się niepewnie na Deranę, ale ta już ruszyła w stronę źródła głosu. Chcąc, nie chcąc podążyła za nią. Weszła do salonu, w którym już była Derana w towarzystwie rodiańskiego mężczyzny. Rodianin łypnął na Astilę nieprzyjemnie. Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, niepewna, czy rozsądne jest zbliżenie się do Derany.
- Co tio za dziewczina? - zapytał.
W uszy od razu rzucał się jego dziwaczny akcent.
- Nazywa się Astila Vano. 
Rodianina po raz kolejny zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, ale najwyraźniej stwierdził, że Astila nie może mu nic zrobić, więc zwrócił swój wzrok na Zeltronkę.
Astila odetchnęła z ulgą i oparła się o ścianę. Natychmiast jednak od niej odskoczyła i chwyciła się za nadgarstek. Wystający ze ściany gwóźdź wbił się nieco w jej skórą, pozostawiając po sobie niewielką rankę.
- Stang, Derana... ciemu prziprowadziłaś ze sobą taką sierotę? W pokoju obok sią pakieti mediczne. Dasz radę, czi potrzebujesz niańki? - zapytał złośliwie. 
- Poradzę sobie - burknęła Astila, czerwieniąc się ze wstydu.
- Tilko nie zabij się po drodze. To aż metr stąd. Po lewej.
- Przygotuj czarne worki, zaraz będziesz musiał sprzątać ciało - odparła.
- A po cio się z tim tak pieprzyć? Mamy ciwilizowane czasy. Wirzucę ciało na śmietnik i po dwóch godzinach będzie w drodze na Nar Shaddaa. W częściach.
- Pociągająca przyszłość...
Wyszła z pokoju ignorując chichot Derany. 
W sypialni Rodianina było tyle szaf, szafek, szuflad i innych schowków, że poczuła nieopisaną chęć, by walnąć głową w ścianę. Nie miała pojęcia, jak znaleźć zwykłe, małe plasterki.
Nie chciała wołać Duke'a, więc podeszła do szafki i wysunęła pierwszą szufladę. Papiery. Następna pusta. Astila kucnęła i otworzyła trzecią szufladę. Jej oczy rozszerzyły się z niewytłumaczalnego podekscytowania, które nagle w nią uderzyło. W szufladzie, pod kilkoma papierami, leżał jedynie cylindryczny pojemnik. Wyglądał trochę jak rękojeść. Astila rozejrzała się, czy przypadkiem nikt nie wszedł do pokoju i wyjęła przedmiot. Przyciągał ją. Wydawał się być tak bardzo znajomy, że nie mogła się powstrzymać od przyciśnięcia przycisku na rękojeści.
Z rękojeści wysunęło się żółte, wręcz złote, laserowe ostrze. Astila nie mogła oderwać od niego wzroku. Miecz idealnie układał się w jej dłoni. Nie czuła niepewności, czy też strachu spowodowanym "zabawą" tak niebezpieczną bronią. Nagle przypomniała sobie, że wie, co to jest i że zna podstawy walki tym.Wszystko stało się jasne i choć nadal nie wiedziała o sobie i swoim życiu prawie nic, była pewna, że było związane z mieczem świetlnym.
Do pokoju niespodziewanie wszedł Duke, a zaraz za nim Derana.
- Ooo, odłóż to dziewczino, bo sobie rączki poucinasz. To broń nie dla sierot. 
- Skąd ją masz? - zapytała, wyłączając miecz.
- Znalazłem. I w siumie, siame kłopoty z tią bronią. Ani tiego sprzedać, ani oddać. Nikt już nie chcie broni Jedi. 
- Odkupię ją od ciebie - powiedziała Derana.
- Tobie to nawet za darmo dam, byle się pozbyć tego problemu.
- Dzięki. Astila, od dzisiaj ten miecz jest twój. Jestem pewna, że potrafisz nim walczyć. 
- Ja?! Przecież ja nic nie potrafię, skąd niby mam znać techniki walki laserową bronią?!
Astila odłożyła miecz na szafkę i odsunęła się od niego ostentacyjnie.
- Jeśli myślisz, że jestem jakimś Jedi, to się mylisz. Przecież nie wiedziałam nawet, że była jakaś wojna, a skoro Jedi brali w niej czynny udział, to coś powinnam pamiętać, chociaż trochę. Nie przypominam sobie nic, moje życie było nudne i przewidywalne. 
- Dobra, skoro tak mówisz... pójdziemy do ruin Świątyni Jedi!
Genialne pomysły Derany miały jedną wadę - nie były genialne. Były głupie. I ryzykowne.
- To durny pomysł - powiedzieli jednocześnie Astila i Duke. 
- Oj tam, oj tam. Skoro nie może sobie przypomnieć, to wizyta w tamtym miejscu na pewno jej pomoże.
- Taa, wśród gruzów i trupów. Cudowna wycieczka. Może sobie jeszcze piknik zrobicie.
- Ja nigdzie nie idę.
- Idziesz. Przecież chcesz odzyskać wspomnienia. I weź ten miecz zanim ci go do gardła wepchnę.

~*~

Zapomniałam wstawić rozdział w tamtym tygodniu :o Nie mam pojęcia jak i dlaczego. Skleroza atakująca nagle jest jedną z moich dolegliwości psychicznych xD

NMBZW!

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział II


Nasza zemsta płonie coraz jaśniej.
Dusza każdego zdrajcy powinna upaść.
Wykuta niczym szabla w płomieniach śmierci, Bracia wszyscy!

W końcu dała radę usnąć. Osunąć się w czarną otchłań, przestać reagować na bodźce płynące z otaczającego ją miasta. Ból się skończył. Nie czuła swojego ciała. Rana na plecach zniknęła. Sen przyniósł ukojenie. Sen przyniesie śmierć. Czekała na nią. Błagała o nią. Chciała modlić się o nią, ale nie wiedziała jak i do kogo. Dlatego po prostu leżała. I śniła. A sen był zły. Sen bolał psychicznie. Koszmar czegoś powrócił, chociaż Astila nie wiedziała o czym śni. 

Postacie w białych pancerzach wchodziły po stromych schodach. Na ich czele stał mężczyzna w brązowej szacie. Był zły. I smutny. Astila czuła jego rozpacz. Chciała do niego podejść, pocieszyć go, ale wiedziała, że nie może. Nie mogła go zatrzymać. To, co chciał zrobić, musiało się stać.

Błękitne smugi światła błyskały z każdej strony. Ciała padały jedno za drugim. I choć starty były po obu stronach, wojownicy z mieczami w końcu wszyscy byli martwi. Nad ich ciałami stali żołnierze w białych zbrojach. Astila wiedziała, że niektórzy są smutni. Nie chcieli tego robić. Ale rozkazy były najważniejsze. 

Każda zdradziecka dusza uklęknie. Każda zdradziecka dusza upadnie.

Nocne niebo zakryte dymem unoszącym się ze zrujnowanej budowli. Odór śmierci unosi się nad całą planetą. Krew wsiąknęła w beton. Ludzie zapomną, ale miasto zapamięta. Zbrodnia, eksterminacja. Zdrada. Wszystko dla dobra ludu. Dla Republiki. Dla Imperium. 

Stojący przed nami rozświetlą niebo ogniem.
Nasza zemsta wciąż jaśniej płonie.

Siedziała w okrągłej sali. Pod jej nogami leżały zwłoki małych dzieci. Maluchy jeszcze nawet nie nosiły broni. Na ich twarzach zastygło zdziwienie i strach. Ciosy zadane mieczem świetlny, na zawsze miały pozostawić wypalone ślady na ich ciałach. Astila uklękła. Złapała najbliższe dziecko za rękę.
Tylko tyle mogła zrobić. To wszystko już się stało. Śmiech ucichł. Rozmowy dzieci się skończyły. 

Był tylko ból.
Była tylko śmierć. 

Nasza zemsta płonie coraz jaśniej.
Dusza każdego zdrajcy powinna upaść.

Obudziła się. Nie leżała wśród śmieci, a na wygodnym materacu, przykryta kocem termicznym. Chciała się przewrócić na bok, ale rwanie w plecach jej to uniemożliwiło. Jęknęła cicho. Łzy napłynęły jej do oczu.
- Dobrze widzieć cię żywą.
Obok łóżka stała wysoka kobieta. Nie była człowiekiem. Miała różową skórę i granatowe włosy. Astila przypomniała sobie, że tak wyglądają mieszkańcy planety Zeltron.
- Nazywam się Derana Schai. Znalazłam cię wczoraj. Szybko się obudziłaś. 
Astila nic nie odpowiedziała. Nie potrafiła. Nie wiedziała, jak ubrać myśli w słowa.
- Opatrzyłam twoją ranę na plecach. Zostałaś postrzelona. To cud, że jeszcze żyjesz. Masz szczęście. Jak się nazywasz? Ile masz lat? Powiedz cokolwiek o sobie. Może znajdę twoją rodzinę. Pewnie się martwią.
Astila skupiła się. Z trudem przypominała sobie cokolwiek, ale swoje imię znała. Było w nagraniu. 
- Nazywam... się - powtórzyła słowa Derany - Astila Vano. Mam dziewiętnaście lat. Nie. Mam dwadzieścia lat - powiedziała wolno, starając się wypowiadać każde słowo wyraźnie. Miała nadzieję, że zachowuje poprawną składnie i że Derana ją rozumie. - Ja... nie mam rodziców. Znaczy, nie wiem. Nie pamiętam ich,
- Skup się. Rodzice to najłatwiejsze wspomnienie. Przypomnij sobie ich ciepło, miłość. Każdy to pamięta, nawet jeśli od najmłodszych lat był sam.
- Nie pamiętam - odpowiedziała.
Była tego pewna. Nie miała rodziny. Nie mogła mieć. Rodzina odciągała, o rodzinie trzeba było zapomnieć.
- To niemożliwe, chociaż... - Derana zmarszczyła brwi. - Tak, to jest możliwe. Postrzelona tego dnia, kiedy wydano rozkaz. 
Na chwilę zapadła cisza. Astila starała się z całych sił ogarnąć sytuację. Nie do końca rozumiała, co się dzieje wokół niej. Kiedy mrugała, widziała jeszcze fragmenty snu. Gdzies w głębi czaszki słyszała huk granatów i wystrzały z broni. 
- Pamiętasz coś?
- Ludzi w białych zbrojach... ogień i dym. Płonącą budowlę. Martwe dzieci. Nie byłam tam. Widzę to. 
- Nie wiem nic o Mocy - powiedziała po chwili. - Jednak to możliwe, ze ty wiesz o wiele więcej. 
- Straciłam pamięć. Nic nie wiem, naprawdę. Znaczy... jest jedno. Nazwisko. Polaa Sun. 
Kobieta zmarła. Odetchnęła i usiadła na materacu, uważając, by nie poruszyć Astili.
- Ja... nie znam tego człowieka. Ale słyszałam o nim. Ale skoro ty go znasz, to może znaczyć, że jesteś Jedi. Nie ma inne opcji. 
- Jedi? - zapytała.
Termin nie był jej obcy. Kojarzyło go skądś, ale nie potrafiła przypomnieć sobie o nich nic znaczącego.
- Nie jestem Jedi, więc nie do końca ich rozumiem. To są strażnicy pokoju w Galaktyce, co ostatnimi czasy nie wychodziło im zbyt dobrze. Mieli swój kodeks, swoją filozofię. Posługiwali się magicznymi sztuczkami, które nazywali Mocą. W tej wojnie dowodzili oddziałami klonów. To właśnie klony pamiętasz. Kilka dni temu Jedi zostali posądzeni o zdradę i został wydany rozkaz zlikwidowania ich wszystkich. Ale ja nie wieżę w ich zdradę! - wybuchła nagle. - Znałam kilku, przyjaźniłam się nawet z niektórymi! W życiu by nie zdradzili Republiki. Może ta cała ich Rada Jedi chciała przejąć władzę, ale na pewno nie normalni rycerze. Imperator jest genialnym przywódcą, ale przecież musiał się pomylić.
- Imperator? Może się mylę, ale mam wrażenie, że jeszcze jakiś czas temu rządził Kanclerz.
- Republika już nie istnieje. Była skorumpowana, więc Kanclerz symbolicznie zmienił jej nazwę na Imperium. Senat przyznał mu władze absolutną. 
- To chyba źle.
- Nie wiem... jak na razie skończył wojnę i zapełnia dziurę budżetową, więc jest dobrze, Chyba. Wiesz, co? Ta twoja historia jest całkiem ciekawa. Pomogę ci odzyskać wspomnienia i odnaleźć tego Polaa Suna.
- Dlaczego? Czemu mi pomagasz. Uratowałaś mi życie, a teraz chcesz dla mnie opuścić Coruscant...
- Życie na tej planecie powoli robi się nudne. Potrzebuję jakiegoś dreszczyku emocji.

~*~
Nowy rozdział! 
Dedyk dla Sue, Magdy i Kiwi <3

Niech Moc będzie z Wami!

niedziela, 15 maja 2016

Rozdział I



"Tak działa wojna. Albo zabija cię od razu, albo niszczy po kawałku.
Tak czy inaczej cię dopada."



Oddychała. Każdy oddech wywoływał ruch, a to sprawiało, że niewyobrażalny ból rozchodził się od pleców na całe ciało. Nie wiedziała gdzie jest. Co więcej, nie miała pojęcia kim właściwie jest i to ją przerażało. Jej pamięć można było porównać do czarnej dziury. Nie miała żadnych wspomnień. Nie wiedziała nawet, jak się nazywa i ile ma lat. Gdyby nie przeraźliwy ból w okolicach łopatek, stwierdziłaby, że jest martwa. Nie widziała, nie słyszała. Nie pamiętała nic o życiu po śmierci, mimo że była pewna, że kiedyś się o nim uczyła. Miała jednak wrażenie, że gdyby nie ból, tak by właśnie ono wyglądało.
Doszła jednak do wniosku, że skoro czuje, musi jednak żyć. Spróbowała więc na początek otworzyć oczy. Nie czuła ich, ale miała świadomość, że muszą być gdzieś na jej twarzy. Nagle poczuła, że jej powieki drgnęły. Przez jej ciało przeszedł dreszcz satysfakcji, ale dziewczyna szybko pożałowała tej reakcji. Rwący ból przeszedł przez jej plecy sprawiając, że nie mogła powstrzymać się od jęku. Usłyszała go! A to znaczyło, że żyje. Rozluźniła ciało, czując, że w taki sposób naraża się na mniejszą ilość bólu i postarała uspokoić swoje myśli i nerwy. Wiedziała, że tak właśnie powinna zrobić. Skąd jednak - było zagadką.
W miarę im była coraz spokojniejsza, wracało jej czucie w każdej kończynie, zaczynając od czubka głowy, kończąc na palcach stóp, zwracając przy okazji uwagę na coraz to nowsze skupiska bólu. Najbardziej chyba zwracał na siebie uwagę prawy nadgarstek. Była pewna, że coś wbija jej się w rękę. Kolejnym odczuciem był smród dobiegający zewsząd. Kiedy uchyliła powieki, z obrzydzeniem stwierdziła, że leży na workach ze śmieciami. Powstrzymała jednak dreszcz obrzydzenia, aby nie wywołać u siebie jeszcze większego bólu.
Uznała, że znajduje się na jakiejś planecie, na której technologia i architektura są bardzo rozwinięte, gdyż niebo zasłaniały ogromne, lśniąc drapacze chmur.
Poruszyła nadgarstkiem najbardziej delikatnie, jak tylko potrafiła, by nie nadwyrężyć pleców. Uniosła rękę do twarzy, ignorując tępy ból. Musiała pozbyć się źródła swojego cierpienia.
Okazało się, że jest to jedynie komunikator. Nie chciała podnosić drugiej ręki, więc nacisnęła jeden z przycisków, podsuwając rękę do zębów. Rozległ się nieprzyjemny pisk, a po nim dziewczęce słowa:
- Nazywam się Astila Vano, wytłumaczcie czemu mnie za... - przerwał jej wystrzał z blastera. Potem był jedynie krzyk i nagranie się urywało.
Dziewczyna przygryzła wargę. Nie było wielu szans, by zapis był stworzony przez kogoś innego, więc przynajmniej poznała swoje prawdopodobne imię i nazwisko. Czuła jednak, że to właściwie imię. Nie wiedziała jak, ale po prostu była tego pewna. Coś, jakby wewnętrzny głos, podpowiadał jej, że jej przeczucie jest prawdziwe. Poznanie nazwiska było pierwszym krokiem do odzyskania wspomnień.
Jeszcze przez chwilę klikała przeróżne przyciski na komunikatorze, ale nic to nie dawało. Najwyraźniej urządzenie było uszkodzone. Odpięła niezręcznie komunikator, posługując się do tego zębami, złapała go i wsadziła do kieszeni spodni, krzywiąc się z bólu. Nagle komunikator znów się odezwał głosem Astili, ale tym razem dźwięk był przytłumiony.
- Polaa Sun na pewno będzie widział... - urządzenie zatrzeszczało, zagłuszając słowa. - Muszę się z nim skontaktować, zawsze mi pomaga, kiedy... - nagranie się urwało, a z kieszeni zaczął ulatniać się dym.
Komunikator najwyraźniej doszczętnie się zepsuł, ale przed tym wypełnił swoje zadanie - dał jej kolejną wskazówkę, dzięki której mogła odzyskać wspomnienia.

~*~

Rozdział pierwszy jest dość niemrawy, ale tak to jest z tymi pierwszymi rozdziałami xD
Witam wszystkich czytelników i zapraszam do napisania opinii! :)

środa, 2 marca 2016

Wstęp



Pomysł na bloga przyszedł nagle w okresie braku weny. Stwierdziłam, że co mi tam - rozpiszę ogólny plan historii, stworzę bohaterów i może coś z tego wyjdzie. Wyszło. Ta historia nie będzie tasiemcem, jak moje pierwsze opowiadanie. Planuję zrobić dwadzieścia, najwyżej trzydzieści rozdziałów. Mam nadzieję, że historia się wam spodoba.