Ból, cierpienie. Strach ja otaczał. Przenikał przez wszystko w jej otoczeniu. Sprawiał, że nie myślała logicznie, jasno. Bała się bardziej niż wydawało się to możliwe. Ludzie wokół niej się nie bali. Im było już wszystko jedno. I tak wiedzieli, ze umrą. Stracili nadzieję. Było już jedynie cierpienie i oczekiwanie. Ci ludzie nie bali się śmierci. Zapraszali ją do sobie. Błagali, by przyszła.
Astila też tam była. Widziała siebie z perspektywy trzeciej osoby. Małą, bezbronną dziewczynkę, patrzącą na umierających. Nie mogła nic zrobić. Ani ona, ani jej młodsza wersja. Obie były jedynie obserwatorami.
Do dziewczynki podszedł chłopiec. Blady, w porwanych ubraniach. Był starszy niż ona.
- Pobawimy się? - zapytał.
Obejmował małą, prowizoryczną piłkę.
- Jesteś chory - odpowiedziała niechętnie.
- Wszyscy jesteśmy chorzy. I wszyscy umrzemy. Tata tak powiedział. A potem umarł. - logika małych ma już taką naturę, że jest powalająca.
Złapał małą Astilę za rękę i pomógł wstać.
Już po chwili grupka dzieci biegała po prowizorycznym boisku, śmiejąc się i krzycząc.
Nie przeszkadzały im martwe ciała, leżące na ziemi. To była dla nich codzienność. Przyzwyczaili się do śmierci.
Nagle wszystko umilkło. Dzieci nadal grały. Tylko nie były to już dzieci. Skóra zwisała z ich kości, oczy zniknęły, ukazując puste oczodoły. Włosy wypadły. Robaki pełzły po ich zwłokach szukając resztek pożywienia. Śmierć, stojąca obok nich obejmowała ich długimi, kościstymi ramionami. I tylko Astila wyślizgnęła się z jej objęć i uciekła. Wymknęła się Śmierci.
Zerwała się z posłania z krzykiem. Przed oczami nadal widziała rozmazane sylwetki umierających ludzi. Oddychała ciężko.
Spojrzała na cyfrową godzinę wyświetlającą się na ścianie. Dochodziła czwarta rano, czasu standardowego. Chciała jeszcze się położyć, żeby być wypoczęta, kiedy wylądują na Kessel, ale nie mogła nawet zamknąć oczu. Od razu przypominał jej się koszmar.
W snach najzabawniejsze było to, że nie były tak naprawdę straszne, ale podświadomość nakazywała się bać bardziej, niż na najstraszniejszym horrorze.
Podniosła się z łóżka i skierowała się do odświeżacza. Koszmary miewała co noc. Za każdym razem podobne i tak samo nielogicznie przerażające. Czuła, że wszystkie są związane z jej przeszłością i żeby się ich pozbyć, powinna odzyskać wspomnienia.
Godzinę później Astila na miejscu drugiego pilota. Leciały przez nadprzestrzeń, więc zbyt wiele do roboty nie było przy sterze.
- Poszło nam zbyt łatwo z tą Świątynią - powiedziała nagle Derana. - Ktoś tam powinien być, pilnować czy jakiś zabłąkany Jedi - idiota nie wróci.
- Może Imperator myśli, że zlikwidował już wszystkich Jedi.
- Nie sądzę... to spotkanie na Kessel. To zasadzka. Lord Vader na pewno leci na to spotkanie. Nie możemy podejść za blisko. Musimy obserwować.
- Czekaj, kim jest Vader? - zapytała.
To imię było jej całkowicie obce. Wszystkie inne jeszcze jakoś kojarzyła, ale o tym nie wiedziała nic.
- Vader to... najważniejszy podwładny Imperatora. Może ktoś więcej. Pojawił się znikąd. Zakuty w czarną zbroję pół człowiek - pół maszyna. Nikt nie wie, kim on naprawdę jest. Walczy mieczem świetlnym, posługuje się Mocą. To podobno on dowodził klonami podczas wykonywania Rozkazu 66 w Świątyni. Ale nic więcej ci nie powiem. Strasznie tajemnicza postać.
- Czyli to nasz wróg.
- Według Imperium jesteś martwa. Nie będą cię szukać i w sumie nic do nas nie mają, więc staraj się nie okazywać zbyt negatywnych uczuć do Imperium.
- Jak chcesz.
Nagle statkiem delikatnie zatrzęsło. Kontrolka w panelu sterowniczym zaczęła migać na czerwono.
- Wychodzimy z nadprzestrzeni - zakomunikowała Derana.
Po chwili niebiesko-czarne smugi światła zmieniły się w czarną otchłań kosmosu i błyskające gwiazdy. Wszystko było w porządku. Jeśli nie liczyć ogromnego, imperialnego krążownika klasy Venator tuż przed nimi.
- Już się z nami łączą, szybcy są.
Odebrała przychodzące połączenie.
- Z tej strony porucznik Imperialnej Marynarki. Naruszyliście strefę działań Imperium Galaktycznego. Proszę się wylegitymować i przygotować na wkroczenie na statek grupy klonów. Proszę się nie obawiać, to tylko rutynowa kontrola, typowa dla takich operacji.
- Nie ma sprawy poruczniku, z tej strony Derana Schai. Przybyłam na Kessel w celach turystycznych. Jest ze mną jedynie służka Vishaa.
Porucznik się rozłączył.
- Szybko, musimy cię przebrać - zarządziła.
Chwyciła Astilę za rękę i pociągnęła do swojej sypialni.
- Czemu? O co chodzi?
- Teoretycznie jesteś martwa, ale klony znane są z tego, że obowiązki wykonują bardzo sumiennie. Jeśli służyłaś, z którymś z nich w bitwie, na pewno zostaniesz rozpoznana. Stroje służek z Zeltros mają to do siebie, że zakrywają twarz.
- To jest... okropne - stwierdziła Astila po błyskawicznej zmianie czarnego kombinezonu na strój służki.
Mimo, że nie pamiętała, jak to było być Jedi, była pewna, że takie ubranie Jedi nie przystoi.
- To jest strój do burdelu, czy...
- Cicho. Takie zwyczaje. Twi'lekanki są jeszcze bardziej rozebrane. Ciesz się, że ci twarz i włosy zakrywa - przerwała jej Derana.
- Zeltronowie maja ludzkich służących?
- Nie, nie mają. Ale miejmy nadzieję, że klony o tym nie wiedzą. Daj mi swój miecz świetlny.
- Dlaczego?
- Bo mnie nie przeszukają. Szybciej.
Nie widząc sensu dalszego sprzeciwu, Astila posłusznie oddała Deranie miecz. Ta schowała go pod tuniką, jakby było to najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem.
- Skąd wiesz, że u ciebie jest bezpieczny?
- Po prostu wiem. Teraz bądź cicho. Służki się nie odzywają.
Niecałą minutę później jacht Derany "Droga Schai" wylądował w hangarze gwiezdnego niszczyciela. Właz się otworzył, a do środka weszli trzej zakuci w białe zbroje żołnierze. Dwaj ruszyli przeszukać okręt, a trzeci podszedł do kobiet.
- Witam. Proszę się nie obawiać. Jak panie wiedzą, Kessel to bardzo popularna planeta dla przemytników, więc mamy rozkazy sprawdzania wszystkich, szczególnie teraz, gdy na Kessel trwają zamieszki. Proszę okazać dowody tożsamości.
Derana uśmiechnęła się do niego i podała mu kartę identyfikacyjną.
- Lord Ambar Schai to pani ojciec? W takim razie bardzo przepraszamy za najście. Gdyby statek posiadał odpowiednie dyplomatyczne oznaczenia, odpowiednie dla pozycji pani rodziny, nie musiałaby pani przez to przechodzić.
- Nie ma sprawy. Nie stoję ponad prawem.
Po chwili żołnierze przeszukujący statek wrócili.
- Czysto, panie sierżancie.
- W takim razie wszystko jest w porządku. Proszę na siebie uważać, Lady Schai. Wojna domowa to na Kessel kwestia kilku dni.
- Dziękuje sierżancie. Postaram sie omijać wszelkie konflikty.
Kiedy kobiety wyleciały z hangaru niszczyciela, Astila od razu zaatakowała Deranę pytaniami.
- Twój ojciec jest senatorem w imperialnym Senacie?
- Tak się złożyło.
- Skoro jesteś za Imperium, to nie rozumiem, czemu mi pomagasz. Mogłabyś mnie wydać, wrócić do rodziny na Zeltros i przy okazji zdobyć sporą sumę kredytów.
Derana westchnęła i spojrzała na Astilę, jak na małe dziecku, któremu trzeba wszystko tłumaczyć.
- Astila... gdybym chciała cię wydać Vaderowi, już dawno bym to zrobiła. Ale mówiłam ci już na samym początku - nie wierzę w zdradę Jedi. Pomagając tobie, mogę odkryć prawdę. Nic z nią nie zrobię, ale przynajmniej będę wiedziała z jakiego powodu jednego dnia zamordowano tysiące Jedi.
- Przepraszam. Ty mi pomagasz, a ja ci zarzucam zdradę - stropiła się.
Po palnięciu takiej głupoty, Astila miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Chyba masz prawo. No wiesz, zostałaś postrzelona za coś, czego prawdopodobnie nie zrobiłaś, twoje życie się zawaliło, a wspomnienia zniknęły. Nie gniewam się. Jesteśmy w końcu partnerkami, co nie?
- Pewnie! - uśmiechnęła się.
~*~
Trudne sprawy xDD Derana tak bardzo xDDD To serio wygląda jakby była jakąś zrytą altruistką. Cóż, tak czasem jest :P
Dedyk dla Olgi :P